Czyim życiem żyjesz?
Dzisiaj natknęłam się na bardzo fajny cytat, który właściwie przypomniał mi problem, z którym niegdyś nie potrafiłam się zmierzyć i domyślam się, że nie tylko ja miałam dawnej kłopot ze sprostaniem oczekiwań stawianych przez innych wobec mnie. Jestem pewna, że bardzo wielu z was również borykało albo nadal boryka się z tą trudnością.
"Weź życie w swoje ręce - w końcu jest ono Twoje. Nie jesteś tu, aby spełniać oczekiwania innych. Nie żyj życiem innych ludzi. Żyj po swojemu." - Osho
Ile razy w ciągu swojego życia chciałeś/aś coś zrobić, ale powstrzymywali cię rodzina, przyjaciele, partner czy partnerka? Jak często chciałeś/aś sięgnąć po swoje marzenia, ale inni ludzie ci na to "nie pozwolili"? Ile razy zrobiłeś/aś coś wbrew sobie tylko dlatego, że właśnie ktoś tego od ciebie oczekiwał? Ile razy chciałeś/aś pójść w zupełnie innym kierunku, ale nie wyszło, bo twoi rodzice wmówili ci, że nie warto? Ile razy tak naprawdę potrafiłeś/aś postawić się tym wszystkim osobom i zrobić to, czego TY naprawdę chcesz?
Siedząc przed komputerem i pisząc ten tekst, na myśl przychodzi mi jedna sytuacja, w której dosłownie postawiłam się wszystkim i wszystkiemu.
Swego czasu po skończeniu liceum nie do końca wiedziałam co chcę robić w życiu. Zbyt dużo rzeczy mi się podobało i jednocześnie nudziło. To był czas, w którym kompletnie nie wiedziałam w jakim kierunku chcę i powinnam podążać. Przyznam szczerze, że nie bardzo chciałam iść na studia, jednak w koło słyszałam, że:
- Po studiach znajdziesz lepszą pracę,
- Ludzie z wyższym wykształceniem mają lepiej,
- No nie wyobrażam sobie, żebyś nie miała licencjatu albo magisterki,
- Nie wstyd ci będzie, że w życiu będziesz miała tylko maturę?
- Nikt cię nigdzie nie przyjmie do pracy i będziesz żyła na niskim poziomie,
- Nawet sobie nie żartuj, że ty nie będziesz studiować,
- Musisz być wykształcona (...)
Pamiętam, że w tamtym momencie czułam się bardzo zagubiona. Żaden z kierunków studiów mnie nie przyciągał, nie interesował. Nie widziałam siebie w roli studentki, jednak czując poniekąd presję z zewnątrz po prostu zapisałam się na uczelnię. I pewnie jesteście ciekawi jak to wszystko potoczyło się dalej.
Nigdy nie ukrywałam tego, że życie studenckie nie było dla mnie. Nie czułam się swobodnie wśród tej całej studenckiej otoczki. Oczywiście poznałam wielu wspaniałych ludzi, jakieś doświadczenie zebrałam, aczkolwiek wiedziałam, że to nie jest właściwie miejsce dla mnie. I tu wcale nie chodziło o to czy wybrałam właściwy kierunek. Chodzenie na wykłady, pisanie notatek, prac na zaliczenie etc. nie sprawiało, żebym czuła, że się rozwijam. Nie wiedziałam co powinnam dalej zrobić. Przecież nie mogłam zawieść wszystkich osób dokoła, które wierzyły i oczekiwały ode mnie, że ja jednak te studia skończę.
Każdego dnia coraz mocniej upewniałam się w przekonaniu, że na pewno jest jakieś inne wyjście i coraz bardziej byłam przekonana o tym, że studiowanie nie jest żadnym rozwiązaniem. Przynajmniej nie dla mnie. Bo wiecie, ja się lubię uczyć i rozwijać, ale po swojemu. A tego niestety nikt nie mógł mi zapewnić.
Wytrzymałam rok. Po zaliczeniu wszystkich przedmiotów, o dziwo z dobrą lub bardzo dobrą oceną, postanowiłam wziąć urlop dziekański i wyjechać do Niemiec. Nie wiedziałam co mnie tam czeka, jednak całą sobą czułam, że jest to dobra i właściwa decyzja.
Jak możecie się domyślić, rodzina i przyjaciele nie byli bardzo zachwyceni, bo jak to tak, zostawić wszystko i sobie wyjechać? I to bez wykształcenia! To się w ogóle w głowie nie mieści.
W międzyczasie wielokrotnie słyszałam, że będę tego żałować, że powinnam najpierw skończyć edukację, a później ewentualnie wyjeżdżać i mój pomysł jest bardzo lekkomyślny.
Z perspektywy czasu, a minęło już ponad 7 lat, z ręką na sercu przyznaję, że nie żałuję podjętej przez siebie decyzji. Wtedy nie mogłam wiedzieć czy to aby na pewno będzie właściwie rozwiązanie, jednak postanowiłam zaryzykować. Posłuchać siebie i żyć tak jak ja mam na to ochotę. Być może ktoś się na mnie wtedy zawiódł, rozczarował, zezłościł, jednak ja dłużej nie mogłam dusić się sama ze sobą i robić tego, co według innych wydawało się właściwe. Dla mnie takie nie było.
Każdy z nas posiada cele i marzenia, które chciałby spełniać. Nierzadko chcielibyśmy być w innym miejscu niż jesteśmy, ale boimy się zmian, tego co nowe i nieznane. Nikt nie jest w stanie przewidzieć przyszłości i powiedzieć nam, czy postępujemy właściwie czy nie.
Dla sporej części ludzi sprzeciwienie się komuś, szczególnie bliskim osobom nie wchodzi w rachubę. Wielu z nas zamiast myśleć przede wszystkim o sobie, myśli najpierw o innych. Zastanawiamy się co powiedzą o nas inni ludzie, jak zareagują, jak to na nich wpłynie i zapominamy o tym, co my czujemy.
Czy faktycznie łatwiej jest robić coś wbrew sobie tylko po to, aby komuś nie było z tego powodu przykro? Wielokrotnie nie pamiętamy o tym, że życie idzie naprzód i ludzie przyzwyczajają się do różnych sytuacji. I choć pozornie mogłoby się wydawać inaczej, to czas jednak pokazuje, że prędzej czy później jakoś to jest.
W skrajnych sytuacjach, kiedy ktoś bliski będzie miał do ciebie pretensje tylko dlatego, że ty zdecydowałeś/aś za siebie, to myślisz, że to jest w porządku?
Rozmawiając z kilkunastoma ludźmi dowiedziałam się, że niemalże każda z tych osób żyje w taki sposób jaki ktoś od niej oczekuje, a nie w taki sposób jak ta osoba by chciała. Dlaczego tak nadal jest, że pozwalamy innym przejąć kontrolę nad naszym życiem? Dlaczego boimy się sięgnąć być może po coś lepszego?
"Ja mam sytuację, w której jestem i nie chcę być, a ty masz sytuację, że masz kogoś, kto jest w sytuacji, w której nie chce być." - ten cytat jest nieco zakręcony, być może wydający się bez sensu, jednak jeśli się w niego wczytasz, zrozumiesz o co w tym chodzi.
Wybory, których musimy dokonywać bywają trudne, ale w momencie kiedy podejmujemy decyzję przez wgląd na siebie, podążamy we właściwym kierunku.
Jak długo człowiek jest w stanie wytrzymać w danej sytuacji, udając, że wszystko jest w porządku, kiedy w jego wnętrzu wszystko pęka? Dlaczego tak bardzo boimy się zmian na lepsze? Nasze wnętrze nie bez powodu podpowiada nam co powinniśmy zrobić, tylko my najczęściej ignorujemy te sygnały. Nie robimy z tym nic, a potem ubolewamy nad tym, że nie jesteśmy szczęśliwi i że nasze życie nie wygląda tak jakbyśmy chcieli. Nie wygląda, bo na to nie pozwalamy. Pozwalamy za to innym decydować za nas.
Czy zdawaliście sobie sprawę z tego, że bardzo często inni nami manipulują? Osiągają swoje cele a my się do nich dopasowujemy. Spełniamy oczekiwania innych, poświęcając temu własne JA.
Jeśli chodzi o mnie, to wolę sprzeciwić się całemu światu i wiedzieć, że żyję tak jak chcę, szczęśliwa i spełniona, niż robić coś dla innych, zapominając o sobie. I choć popełniam błędy i nie każda decyzja jest tą odpowiednią, to wiem, że tylko w taki sposób zbiorę doświadczenie i decydując o sobie, polepszam swoją egzystencję.